literature

Cos, z czyms, bez grzyba II

Deviation Actions

FalseorTrue's avatar
By
Published:
1.9K Views

Literature Text

Zaśmiał się i kontynuował rozmowę.
Gilbert miał dosyć. Siedział na kanapie, stukając palcem w kolano i obserwując chodzącego z kąta w kąt Feliksa, który trzymał komórkę przy uchu, prawie nieustannie trajkocąc. Tylko czasami, kiedy brał oddech na następną tyradę, rozmówca miał szanse wtrącić swoje trzy grosze.
Przestań…
Telewizor był włączony, właściwie robili to tylko z przyzwyczajenia. Normalnie i tak zaczynali rozmawiać po kilku minutach, by zazwyczaj sciszyć pudło czy je po prostu wyłączyć.
Wiesz, że nie lubię, gdy rozmawiasz z Litwą…
Powietrze przecinały kolejne ,,totalnie” i ,,generalnie”, a Gilbert denerwował się coraz bardziej. Z każdym polskim uśmiechem coraz mocniej zaciskał dłoń w pięść, aż mu pobielały knykcie.  Ale Polska jak zwykle niczego nie zauważał. Chodzące słońce. Cholerny optymista z wyboru…
Zamknij się w końcu!
- I słuchaj Lit, ja w tedy do niego totalnie podchodzę i mówię ,,oddaj pan te banany, bo pan się dowie, przed czym spierdzielali Krzyżacy w 1410”. Spojrzał na mnie jak na debila i… - Toris nie dowiedział się, co było dalej. Prawdopodobnie nie usłyszał nic prócz nieco zduszonego okrzyku oburzenia.
Masz cholernie słodkie usta, Feliks…
Polak zachichotał do słuchawki i obiecał, że zadzwoni później.

*

- Ej, Feliks, co to jest…?
- Wygląda jak… jak glut, generalnie co nie?
- Albo jakaś maź. Weź to dotknij, ciebie się nie da zabić.
- Ty to dotknij! Złego diabli totalnie nie wezmą!
- Tchórzysz? - Gilbert uśmiechnął się kpiąco, wiedząc, że trafił w czuły punkt Polaka. Teatralnym gestem wskazał na zieloną rzeczkę, biorącą początek z łazienki i kończąc wędrówkę przy ścianie, tym samym przecinając korytarz. Polska napuszył policzki.
- Totalnie się odsuń, ty… - i tu poleciało kilka epitetów tyczących się odwagi Gilberta. Blondyn kucnął przy rzeczce i nabrał na palce odrobinę mazi, która połączyła się jakby nicią, gdy je rozszerzył.
- I co? Czujesz coś dziwnego…?
- Tak. Czuję, że mój chłopak to totalny idiota i tchórz – Feliks wstał, przybliżając palce do nosa. – To jest żel pod prysznic, kretynie! Jabłkowy. Dlatego ma taki kolor~ - podszedł do drzwi łazienki i je otworzył. Jego analiza była całkiem słuszna, na podłodze leżała otwarta butelka żelu, której zawartość wesoło nasiąkała w polskie panele. Podniósł ją i… rzucił w Gilberta.
- Wyrzuć to, tak generalnie. Na coś się kiedyś musisz przydać – inaczej by go Polska w domu nie trzymał przecież! Podał mu jeszcze mop, a w chwilę później już siedział w dużym pokoju, na który mówili salon. Ot tak, jakoś zachciało im się wielko państwa zaznać.
- Haha. Ha. Ha. Polen, jesteś śmieszny – Feliks usłyszał, jak opakowanie wpadło do brodzika prysznica, a mop padł na ziemię. Rozciągnął się na kanapie z mocnym postanowieniem, że on tego sprzątać za Chiny Ludowe nie będzie. Nie Ludowe też. Generalnie, nic go nie zmusi, żeby się podniósł, o! Będzie sobie leżeć i jeść paluszki. Rozejrzał się za nimi, ale w pobliżu leżała tylko jedna paczka, pusta w dodatku. Wczoraj ją totalnie opróżnił, nawet okrucha nie zostawił.
W blond głowie zaczęła narastać myśl. Jęknął, wtulił twarz w podłokietnik, co było niewygodnym pomysłem, aczkolwiek nie zmienił pozycji. No, pomijając to, że zatkał dłońmi uszy.
- Niee… nienienienie, lalalalla, nic nie pomyślałem, lalalalalla… - kanapa nieco zagłuszała jego słowa, ale wchodzący do środka Gilbert mógł je bez problemu usłyszeć. Albinos zbladł i wyglądał jeszcze bardziej albinosowato niż ustawa przewiduje.
- Nie… - Prusy chyba zrozumiał, o co chodziło. Wykrzywił się brzydko.
- Tak – Polak uniósł głowę, na jego twarzy malowała się czarna rozpacz. – Musimy… iść na zakupy.

*

Gilbert spojrzał na Polskę, siedzącego w rogu pokoju. Za duży sweter w te okropne rąby, krótkie spodenki, włosy, zasłaniające pół twarzy i wory pod oczami. Tak, coś z pewnością się stało. Postukał palcami w swojego laptopa, spoczywającego mu na kolanach, nie spuszczając Feliksa z oka. Dałby sobie rękę uciąć, że podczas tej pięciominutowej obserwacji blondyn nie poruszył się nawet o milimetr. Przez myśl przebiegła mu absurdalna idea, jakoby Polak nawet nie oddychał, aczkolwiek odgonił ją lekceważącym machnięciem dłoni, aby powrócić do przeglądania Bestów czy innych Kwejków. Feliks jest w końcu dorosły, a nawet starszy od niego, poradzi sobie. Jak będzie potrzebował pomocy to sam przyjdzie, prawda?
PRAWDA?
Otóż nie prawda. Polak szybciej skiśnie ze swoimi zmartwieniami niż podzieli się nimi z Prusami. Zwłaszcza, kiedy były to zmartwienia na tyle mocne, by doprowadzić go do takiego stanu nieużywalności. Polska odetchnął głębiej, zwinął się w jeszcze ciaśniejszą kuleczkę oraz wcisnął w złączenie ścian. Jeszcze chwila, a całkowicie zniknie, wtopi się w niebieską farbę, jaką wymalowany jest pokój i tyle po nim pozostanie.
Względna cisza przerywana była jedynie buczeniem pruskiego laptopa, czasami stukaniem w klawiaturę oraz zwykłymi dźwiękami toczącego się życia zza okna. Ktoś przejechał samochodem, inny oglądał za głośno telewizję, młodzież siedziała na ławce, obalając kolejną butelkę piwa. Samemu Feliksowi też zachciało się alkoholu. Zapić smutki, o tak, to była jego metoda od jakiś czterystu lat, zawsze działała.
Powoli rozprostował kości, szczególnie uważając na prawe kolano, by przypadkiem nie dało o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Spojrzał na nie z jawną pogardą, potarł ciemne szramy i wstał, czując lekkie zawroty w głowie.
Tak, w państwie nie działo się zbyt dobrze.
Ruszył w kierunku kuchni, klapiąc bosymi stopami o panele. Lodowaty dreszcz przebiegł mu przez kręgosłup, więc mimowolnie się skrzywił i objął jedną ręką na wysokości brzucha. Kiedy już prawie był przy drzwiach, poczuł na wolnej dłoni pruskie palce, mocno zaciskające się na jego własnych. Spojrzał na Gilberta beznamiętnie. Teraz nie był polskim słońcem.
Słońce przysłoniły ciemne chmury przygnębienia.
Prusy odłożył spokojnie laptopa na miejsce obok siebie i pociągnął Polaka na swoje kolana. Teraz nie był surową zimną, obejmując go delikatnie w pasie i przytulając.
Pozwolił śniegom odrobinę stopnieć.
Feliks początkowo się wyrywał, nie chciał podzielić się swoim nastrojem, lecz kiedy spostrzegł, że jego nieme protesty nic nie dają, skapitulował. Pozwolił dłoni Gilberta głaskać swój bok, pozwolił własnej głowie opaść na jego ramię i pozwolił sobie wziąć głębszy oddech.
Czasami oboje tego potrzebowali. Prusy właściwie nie zdawał sobie z tego sprawy, przekonany o swoim ideale, a Polska opanował do perfekcji zabijanie takich potrzeb. Bo kto miał go kiedyś przytulić, gdy przyjaciele się odwrócili, obarczeni własnymi problemami? W czasie, kiedy cały świat runął mu na głowę, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia?
Siedzieli bez słów. Na razie ich nie potrzebowali, nie potrafili ich znaleźć. Nawet jeśli jakieś zdanie wpadło im do głowy to, kiedy już otworzyli usta, uciekało, wyrazy traciły jakikolwiek sens. Poza tym i tak pewnie by się pokłócili. Słowa bywają niezręczne, zagmatwane, nie da się nimi wszystkiego wyrazić, chociaż są najprostszymi środkami perswazji.
A może właśnie najtrudniejszymi…?

*

Polska wyjrzał przez okno. Słoneczko świeciło radośnie, aczkolwiek wiał też wiatr, który niwelował jego ciepło. Właściwie to mało ludzi przebywało na dworze, jeśli nie liczyć samochodów, sunących na dwupasmówce. Feliks czasami chciałby mieszkać w zupełnie innym miejscu, może w swoim starym domku w Gnieźnie? Kiedyś go na pewno odrestauruje, po wojnie popadł w ruinę, a teraz nie miał nawet czasu, żeby tam pojechać i sprawdzić, czy stoi jeszcze cegła na cegle. Licho wie, może już go obkradli ze wszystkiego, co zostało w środku?
W każdym razie, miło by było mieszkać w starych, znajomych i, co najważniejsze, własnych czterech ścianach, przy których nie leży ruchliwa ulica.
- Gilbert, generalnie się ubieraj, wychodzimy~ - nie czekając na protesty i narzekania, zamknął pruskiego laptopa, odłożył go na bok i pociągnął albinosa do pionu. Ten nie był zbytnio zadowolony i przychylny.
- Polen, robiłem coś. Idź sam, jak tak bardzo chcesz – opadł z powrotem na kanapę. Feliks zmrużył oczy, patrząc na niego z wyrzutem. – Nie gap się tak i tak mnie nie przekonasz…
Prusy zdecydowanie zbyt mocno lubił urocze rzeczy. I usta Polski.
Dlatego dwadzieścia minut później, ubrany w czerwoną bluzę z luźnymi spodniami szedł szybkim krokiem obok Feliksa, któremu takie tempo niezbyt przeszkadzało. Ba! Sam parł do przodu jak nienormalny jakiś, z głupim uśmiechem przyklejonym do ust. Widać było, że taki (w ich mniemaniu) spacer sprawiał mu przyjemność, więc i albinos uniósł leniwie kąciki ust do góry. Polak gadał coś cały czas, a to o kwiatkach, co to przed blokiem zakwitły, a to o sąsiadce, co to dziecko urodziła, a to o Słowacji, która do niego ostatnio dzwoniła. Przez to cisza w  żadnym wypadku im nie zagrażała, a Prusy mógł spokojnie się wyłączyć i co jakiś czas wymruczeć jakieś potwierdzenie czy coś w ten gust.
- Halo, Gilbert, słuchasz mnie? – Polska trzasnął go w ramię, po czym podparł rękoma boki. Oj, chyba o coś pytał…
- Słucham.
- No to, co mówiłem?
- Że fajnie by było… gdzieś wyjechać na wakacje~ - palnął pierwszą lepszą myślą, jaka mu przyszła do głowy. Polska przeszył go wzrokiem, zmrużył oczy i odpowiedział.
- No dobra, słuchałeś, ale mógłbyś w końcu odpowiedzieć, co sądzisz o górach~ - Gilbert pogratulował w sobie w duchu, że jest taki niesamowity.
- Żadne góry. Morze. – Prusy przywiązany był do polskiego morza, a góry to już tak nie bardzo. No to mieli problem, ponieważ Polska już miał Bałtyku po uszy…
- Nie pojedziemy nad morze, jest totalnie przereklamowane. Co byś tam chciał robić? Leżeć na plaży i się smażyć? Generalnie to nawet nie możesz, bo masz taką głupią skórę! – Feliks rzucił jednym z lepszych argumentów, jakie miał w rękawie.
Kłócili się jeszcze chwilę, aż Gilbert w końcu nie wytrzymał i zaatakował Polskę, co wywołało ogromny wrzask, a zaraz później śmiech. Oboje wylądowali na trawie. Gdzieś na krawędziach ich umysłów błąkała się myśl czy akurat nie wylądowali w jakiejś kupie, czy coś w ten deseń, ale odrzucili ją na rzecz długiego pocałunku.
Pozostawiam to bez komentarza v.v


Postaci nie należą do mnie.
© 2013 - 2024 FalseorTrue
Comments20
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
AlienaxD's avatar
Się rozpływam.... jak ja lubię takie fragmenty z życia. Bardzo fajne ^^